sobota, 18 stycznia 2014

T-Mobile Music Prism

Już dawno temu, po premierze Prism i wielu różnych niepochlebnych recenzji natknęłam się w Internetach na tą najlepszą moim zdaniem recenzję płyty. Tomek Doksa, autor tekstu, dołączył do grona moich najlepszych krytyków :) Całą recenzję możecie przeczytać tutaj.

Widzimy, że wizerunek Katy i jej postawa została należycie obroniona i poparta trafnymi argumentami. Mam nadzieję, że co niektórzy hejterzy w końcu będą mogli przemyśleć swoją postawę oraz powód dlaczego tak nie lubią Katy :D

"Na dziesięciu moich znajomych, siedmiu nie traktuje Katy poważnie.  Są wśród nich tacy, którzy uważają ją albo za gwiazdę wyłącznie dla nastolatków, albo za nieznośny, marketingowy twór zza wielkiej wody. Dla jeszcze innych to postać wulgarna (?) i zdecydowanie przereklamowana, bazująca jedynie na swoim seksapilu i hitowych refrenach, pisanych dla niej oczywiście przez sztab specjalistów. W porządku, niech sobie mówią. Ale tego typu opinie tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że Perry to dziś jedna z bardziej niedocenianych i źle postrzeganych wokalistek muzyki pop. Bo za głupia, bo za tandetna, no i dla dzieci. Miley chociaż się ostatnio rozbiera, dosiada wielką kulę i liże ogromne młoty – tu jest jakiś pomysł, jakaś kreacja artystyczna, a u Perry? Biega w klipie do singla "Roar" przebrana za Tarzana i robi zdjęcie z rąsi z… małpą? Proszę, tylko bez żartów...OK, jeśli się przyjrzeć jedynie singlowym (a może nawet teledyskowym) poczynaniom Katy, rzeczywiście odbiorcy powyżej 18. roku życia mogą się czuć nieco za starzy na jej dziwadła. Ona od początku chciała mieć swój "teenage dream" i upragniony sen faktycznie jej się spełnił  pokochały ją miliony nastolatków w każdym zakątku świata. Do tego w końcu dążyła, machając z różowej chmurki znad Kalifornii i śpiewając na scenie przebrana za bałwana. Hity sformatowane pod komercyjne playlisty, do tego dość bezpieczny wizerunek ciepłej i pomocnej gwiazdki (wizyty w afrykańskich wioskach z ramienia Unicefu, promocja kinowej wersji "Smerfów" z wielką pompą), która może i kiedyś pocałowała dziewczynę i z grzecznej córki pastora wyrosła na sex-bombę, ale w porównaniu z taką Rihanną czy zwłaszcza ostatnimi wybrykami wspomnianej Cyrus,  wciąż wypada jak szara myszka, tyle że obdarzona dużym i od czasu do czasu tryskającym bitą śmietaną biustem."


Na temat krążka Prism także ukazało się wiele trafnych zdań, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że Katy to dobry wybór KatyKotków pod względem nie tylko muzycznym, ale także psychicznym:


""Prism" to zresztą album, który może pozytywnie zaskoczyć nawet najbardziej na Perry uczulonych słuchaczy. Jak słusznie niedawno zauważyła Angelika Kucińska w swoim "Ringu", w którym naprzeciw Katy postawiła Lady Gagę – ta pierwsza jest lepsza, bo stawia przede wszystkim na dobre piosenki. I to prawda. Można nie lubić jej słodkiego wizerunku, można się wkurzać na kolejno bite rekordy na listach przebojów, ale jednego pominąć nie sposób – że Perry z płyty na płytę coraz śmielej się rozwija. Rozstanie z Russellem Brandem, myśli o samobójstwie, w końcu nowy związek z Johnem Mayerem – życiowe i sercowe rozterki odcisnęły na tym albumie ogromne piętno, i o ile nie wypada cieszyć się ludzkim nieszczęściem, to akurat w przypadku Katy stare porzekadło "co się nie zabije, to cię wzmocni", sprawdziło się idealnie. Być może musiała dostać mocnego kopa, przepłakać wiele nocy i zniechęcić się do życia, żeby nagrać taką płytę, ale opłaciło się. Z cukierkowatego produktu urosła do artystki świadomej, która nie boi się przed słuchaczem otworzyć i w piosenkach podarować mu więcej siebie. Nie, nie wyzbyła się do końca skłonności do teenage popu, ale trudno też tego od niej wymagać, w końcu to właśnie na nim zbiła fortunę. , jednak na "Prism" dzieje się tak wiele bardziej interesujących historii, że nawet pojedyncze numery w klimacie poprzednich wydawnictw – "This Is How We Do" czy "International Smile" – nie są w stanie popsuć odbioru całości. Świetny, house'owy "Walking On Air", zabarwiony egzotycznymi brzmieniami "Legendary Lovers", utrzymany w dobrym klimacie, hiphopowy "Dark Horse", czy liczne wycieczki do skandynawskich krain, gdzie rodzi się najlepszy synthpop na świecie (opłaciło się zaprosić do studia Klasa Ahlunda) – z "Ghost", "Love Me" i potężną balladą "Unconditionally" na czele – to tylko kilka z wielu mocnych momentów. Sprawdziła się też współpraca z Sią, która napisała dla Perry "Double Rainbow", ostatecznie oddając jej doskonały, popowy numer, wypalił też umieszczony na wersji deluxe albumu duet z Johnem Mayerem (muszą inspirować się nawzajem, skoro po udanej płycie Johna, teraz wysoki lot notuje Katy)– choćby właśnie dla "Spiritual" warto zaopatrzyć się w dłuższą edycję tego materiału."

Marzę o tym, aby tą wypowiedź pana Tomka przeczytało jak najwięcej ludzi. Katy jest w Polsce moim zdaniem niedoceniana i bardzo mnie to boli. Jest obiektem kpin i głupich żartów. Polacy! OGARNIJCIE SIĘ. Proszę.

Mam nadzieję, że Katy na tegorocznej trasie pokaże na co ją stać i udowodni wszystkim przeciwnikom, że jest godna swojej korony oraz tronu. Bo w końcu Who owns the throne and crown? Nawet jeśli jest z żelków :)








Brak komentarzy: